SHORTSTORIES

Dżin i inne wynalazki

17.02.2018 17:00

Butelka z dżinem stała na oknie i wywoływała wyrzuty sumienia. Dżin nie wyglądał na złośliwego. Ot, taki sobie zwyczajny szczupły brunecik z podkręconym wąsikiem. Siedział po turecku i patrzył przed siebie. Sprawiał wrażenie nieszczęśliwego. Może zresztą był. Miał prawo po latach siedzenia w jednym miejscu.

Jadwiga wstała z fotela, z którego przyglądała się dżinowi. Wzruszyła ramionami do własnych myśli, wsadziła butelkę do reklamówki i skierowała się do wyjścia. Mistrz zawsze mówił, że w takiej butli mieści się cały pałac, którego właściciel nigdy nie pozwala ujrzeć swojemu panu, bo ten by się nad nim nie ulitował i nie wypuścił go na świat. Pewnie miał rację.

W magazynku Mistrza pełno było różnych dziwnych rzeczy i istot. Od butelek z dżinami, takimi jak ta, którą Jadwiga właśnie przyniosła, i akwariów ze złotymi rybkami po stare podkowy i specjalną odmianę czterolistnej koniczyny. Miał nawet syrenkę w małym basenie. Jadwiga przyglądała się właśnie jednej z rybek, gdy wszedł Mistrz. Nie znała jego imienia, wyłącznie przydomek. Był niewysokim, korpulentnym mężczyzną około pięćdziesiątki i w niczym nie przypominał maga. Gdyby nie takie drobiazgi jak zapalanie świeczek pstryknięciem. Tak, wyglądał raczej na antykwariusza z tą jego łysinką i grubymi szkłami w rogowej oprawie. Rozejrzał się roztargnionym wzrokiem i przywołał dziewczynę do siebie.

— Siadaj — powiedział lekko zachrypniętym głosem.

Jadwiga posłusznie zajęła jedyny fotel w pomieszczeniu. Był stary i śmierdział stęchlizną, ale trudno. Mistrz krążył pomiędzy eksponatami. Gdy się odezwał, jego głos zabrzmiał patetycznie.

— Dzisiaj wyjawię ci powody — ręką wykonał gest wskazujący na otaczające ich istoty i rzeczy — dla których zbieraliśmy to wszystko.

Zrobił dla efektu przerwę i dziewczyna już wiedziała, że mowa najkrótsza nie będzie. Przybrała zaciekawiony wyraz twarzy. Widocznie ukontentowany mężczyzna wrócił do przerwanego spaceru i monotonnym głosem zaczął opowiadać.

— Dawno dawno temu dobrzy ale głupi magowie, a było ich kilku i byli naprawdę potężni, postanowili pomóc ludziom. Ludzi było też niewielu i nie byli tak wyrachowani jak teraz. Tak więc magowie ulitowali się nad ludźmi i przelali moc spełniania życzeń w niektóre stworzenia i przedmioty. Moc ta powoli zanikała w przedmiotach nieożywionych i tak teraz przynoszą tylko ogólnie pojęte szczęście, ale konkretnych życzeń nie spełniają. Co innego z istotami. Tych jest niewiele, ale życzenia jak najbardziej spełniają. Tak więc ludzie cieszyli się i korzystali z pozostawionej im dobroci. Niestety, magowie wymarli, a ludzie się rozmnożyli. Zaczęli walczyć między sobą i stawali się coraz gorsi. Z życzeń i szczęścia korzystali w jak najgorszy sposób. I to mamy za zadanie ukrócić! Nie powinno być tak, że z usług złotej rybki korzystają możni tego świata, aby niszczyć innych i sięgać po jeszcze większe fortuny lub władzę! Zrewolucjonizuję układ sił na tej godnej pożałowania planecie. Odkryłem zaklęcie odpowiedzialne za działanie tych wszystkich magicznych dóbr i przerobiłem je. Tak więc od dziś wieczór każdy będzie mógł dostać tylko to, co będzie służyć większemu dobru. Czyż to nie piękne?

Jadwiga zamrugała oczyma.

— Nno tak — wyjąkała — ale skąd taka rybka będzie to mogła rozróżnić?

Mistrz podrapał się po głowie.

— Z początku też miałem z tym problem, ale w końcu to magia a nie prawa fizyki i wszystko da się obejść. Dodałem temu całemu towarzystwu — machnął ręką za siebie — zdolność wyczuwania podłych i samolubnych zachcianek. Teraz realizują tylko życzenia od nich wolne.

Dziewczyna pokiwała głową. Mogło się udać. Nie musiało, ale mogło.

Rytuał był skomplikowany. Mistrz chodził w kółko mamrocząc niezrozumiałe słowa i wykonując dziwne gesty. Jadwiga siedziała na podłodze, podawała mu różne przedmioty i zapalała świece w ustalonej kolejności. W końcu mężczyzna stanął i powiedział:

— Zróbmy próbę. Wyłów tamtą rybkę i poproś o coś tylko dla siebie, najlepiej coś, od czego ktoś ucierpi.

Dziewczyna podeszła z wahaniem do akwarium, wyjęła biedne stworzenie i poprosiła o szybkostrzelny karabin maszynowy, aby zastrzelić marudnego sąsiada. Nic się nie stało. Spojrzała na Mistrza.

— Teraz coś mniej drastycznego — zasugerował.

Może… Dużo pieniędzy na wystawne życie, samochód i stroje. Coś błysnęło. Na stoliku pojawiło się trochę gotówki. Dziewczyna się skrzywiła. Wystarczy do pierwszego, ale na nic więcej. Mistrz wydawał się zadowolony.

— Tak więc jeszcze coś dobrego — rozkazał — tylko szybko, bo rybka się dusi.

Szybko to szybko. Żeby wszystkie istoty w magazynie były wolne. Błysk i rybka zniknęła, a za nią dżiny z butelek, syrenka i nieznane Jadwidze z nazwy magiczne stworzenia. Twarz Mistrza spurpurowiała. Dziewczyna nie czekała na jego reakcję. Zgarnęła pieniądze z blatu i uciekła. Ścigały ją przekleństwa.

Kilka miesięcy później dowiedziała się, że Mistrz załamał się takim obrotem sprawy, gdyż sam chciał spełnić jeszcze kilka swoich marzeń (we własnym zadufaniu sądził, że umie najlepiej urządzić świat) i utopił się próbując złapać złotą rybkę po pijanemu. Jadwiga zaś co tydzień dostawała od rybek swoje dwa tysiące w ramach wdzięczności i mogła żyć spokojnie trzymając się z dala od magii.

A świat? Świat poszedł swoją drogą. Powstały fundacje, domy opieki, schroniska i jadłodajnie dla bezdomnych oraz inne organizacje charytatywne, na których wspaniale zarabiali ich właściciele. Ludzie jak zawsze obeszli ograniczenia.

Do pobrania:

e-pub

mobi

pdf